Kiedy rano 8 czerwca
zjawiliśmy się w Klinice i zastaliśmy zapłakaną Panią Alicję Gil-Olkusznik,
wieloletnią Sekretarkę Kliniki wiedzieliśmy już, że dzieje się źle. Do
Warszawy dotarła wiadomość, że Pani Profesor - "Szefowa": Pani prof. Zofia
Kuratowska jest umierająca. O tej chorobie wiedzieliśmy już od pewnego
czasu, ale tylko parę tygodni wcześniej wysyłaliśmy jej życzenia imieninowe.
Nie przypuszczaliśmy, że tak szybko się one nie spełnią. Ale 8 czerwca
1999 roku to był dzień naszego wyjazdu do Barcelony: na Zjazd Europejskiego
Towarzystwa Hematologów i ta najgorsza wiadomość dotarła do nas już tam
patrzących na portowy basen, z którego w tym właśnie momencie odpływał
polski jacht: "Zawisza Czarny".
Pani Profesor była
postacią wielowymiarową i grała prominentne role na różnych "teatrach życia",
ale dla nas byłą przede wszystkim wybitnym lekarzem i wybitnym hematologiem.
Do historii nauki przejdzie jako odkrywczyni miejsca wytwarzania erytropoetyny,
którym okazały się nerki. Do historii Akademii Medycznej w Warszawie jako
organizatorka jej Kliniki Hematologii. W naszej pamięci pozostanie jako
wyrazisty wzór Człowieka, Lekarza, Społecznika i Naukowca. Wzór często
podziwiany, czasem kontestowany, ale zawsze stanowiący punkt odniesienia
dla naszych samoocen i ocen innych ludzi. Tak zawsze bywa z wybitnymi ludźmi,
że nasza własna wyobraźnia ich sobie zawłaszcza i przypisuje różne cechy
(czasem zupełnie odbiegające od oryginału) po to, aby przez ten pryzmat
patrzeć na świat i oceniać ludzi mniej wybitnych, a także by oceniać i
rozwijać siebie.
Ostatnie nasze spotkanie
z Panią Profesor miało miejsce dokładnie rok temu, kiedy z Pretorii przyjechała
do Polski na obronę ostatniego prowadzonego przez siebie doktoratu: dr
med. Jolanty Wieczorek. Musiała już wtedy być chora, ale nasze uwagi dotyczące
zeszczuplenia pokrywała uśmiechem przyjmując je jak kobieta należne jej
komplementy. Wtedy nie znaliśmy jeszcze tragicznego podtekstu tej sytuacji.
Rozmawiając w piękny czerwcowy wieczór na tarasie warszawskiej restauracji
o życiu, o medycynie, o planach rozwoju Kliniki nie przypuszczaliśmy, że
jest to rozmowa ostatnia. Życie niestety takie jest: ulotne: stawiające
kropkę tam, gdzie sądziliśmy, że po przecinku będzie jeszcze wiele wtrąconych
zdań.
Życie oplata wszystko
w misterny powój różnych zaskakujących historii: drugorzędnych zdarzeń,
które niespodziewanie wybijają się na niezasłużone główne miejsce, jak
choćby rzucona przez zrozpaczonego Męża myśl o rozsypaniu prochów nad afrykańskimi
jeziorami. Warto tu może wspomnieć ostatnie słowa Pani Profesor przekazane
nam przez Panią Poseł Śledzińską-Katarasińską w niedzielę 6 czerwca 1999.
Pani Poseł odwiedziła Panią Profesor już nieprzytomną w szpitalu w Pretorii
i wtedy Pani Profesor na chwilę odzyskała przytomność i powiedziała: "Iwonka,
zabierz mnie do Polski".